Słuchałam go i się wstydziłam.
Najnormalniej w świecie się wstydziłam.
Swojego smutku i problemów,
które nagle okazały się banalne.
Jutro kino drodzy państwo. Się tym podniecam, tak jakby był to wyjazd do Barcelony. Ale szczerze mówiąc w taki upał, Rzeszów to prawie Barcelona. Zaczynamy jutro o 8. pod kasztanem. , kontynuujemy o 9.45 w Heliosie, następnie czeka nas rynek. Będzie megaciekawie, szczególnie dlatego, że w jednym autobusie będzie 50 osób... Po za tym dzisiejszy ang był wy**bany w kosmos, czyt. fajny, słuchanie BRUNO MARS-GRENADE.
Nasz lody z Dianą wymiatają, zwłaszcza 'KASZUBA?', siedzenie na przystanku i mój piruet, chodzenie z rękami do tyłu i filozofowanie o piciu alkoholu. I to, że zdałyśmy sobie sprawę z tego, że jesteśmy stare.
Nie ogarniam dzisiejszej matematyki i wpisania K. pały za 'takie podejście do zadania' podejście było z goła olewające, ale to nie powód by wpisywać 1. Nie ogarniam mojego dzisiejszego śmiechu, który prawie nie ustaje. Powinnam się zapisać do psychiatry. Ale spokojnie, mam czas.
Buziaki :*
miłej wycieczki:)
OdpowiedzUsuńteż mam jakąś fazę ostatnio z tym śmiechem, dwa razy spadłam z fotela jak się na skype śmiałam z kolegi i przez niego się popłakałam. łzy leciały mi w chustki jak groch! :D to jest trochę przerażające :D pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńRzeszów- to jest coś, haha! Miłego dnia jutrzejszego :).
OdpowiedzUsuńCo za widok!!!!!!!!!POZDRAWIAM Kamcia z woman-revoltion.blogspot.com
OdpowiedzUsuńParyż...niesamowita sprawa i moje marzenie <3
OdpowiedzUsuń